Nie wierz, we wszystko co widzisz.

Nie ma znaczenia, na jakim portalu społecznościowym spędzamy czas. Ma znaczenie fakt, że uznajemy ten sposób spędzania czasu za zupełnie niegroźny, dla nas samych. Przeczytałam takie zdanie:  "Komunikacja internetowa z roku na rok odgrywa coraz ważniejszą rolę w budowaniu relacji międzyludzkich, a social media stały się odzwierciedleniem więzi społecznych." 
Dodałabym jedynie słowo: pozornych. Pozornych relacji, pozornych więzi.

Kultowe w sieci postaci, mają tak skutecznie wykreowany wizerunek, by mieć setki tysięcy, a nawet miliony 'obserwatorów'. Taki osobami zainteresowani są młodzi odbiorcy. My również, chętnie zobaczymy, czym chce się z nami podzielić (mamy poczucie, że z nami osobiście) obserwowany przez nas celebryta.
Uczestniczymy w ich życiu, jesteśmy ich słuchaczami. To znani i lubiani doradzają nam ' jak żyć?' Ten celebrycki wizerunek, jest tak wykreowany byśmy chcieli, go naśladować. Jedząc, tak jak ulubieniec. Ćwicząc, tak jak ulubieniec. Nawet myśląc, jak ulubieniec. 
To, co widzimy w sieci jest wyreżyserowane i służy konkretnemu celowi. 

Przestaje być zabawnie, kiedy ten nadmiar zmanipulowanych treści, powoduje u nas samych smutek i poczucie bycia gorszym. Nieskutecznym. Niewystarczająco ładnym. Niewystarczająco lubianym. Niewystarczająco atrakcyjnym - tak po całości. Przez jakiś czas możemy poudawać i wrzucać uśmiechnięte komentarze. Przez jakiś czas uda nam się opowiadać o planach na wakacje, kiedy właśnie, w tym samym momencie czujemy się kompletnie do dupy i najchętniej napisalibyśmy  do całego social świata: 'Mam doła. Potrzebuję rozmowy i przytulenia.' 
Ale nie robimy tego, bo to odsłoni nasze 'podbrzusze' i ktoś mniej nam życzliwy, może w nie wymierzyć bolesny cios. 
Wszystko do czasu. Przyjdzie moment, w którym poszukamy siebie w realnym świecie.
Bądźmy uważni.